Dlaczego nie jeździmy na rowerze ultralekko?
Bikepacking dla każdego?
Od pewnego czasu powraca do nas jak mantra temat ultralekkiego pakowania się na wyjazdy rowerowe. Pytacie nas, czy znamy bikepacking i czy nie chcielibyśmy spróbować tego typu podróżowania. Spotykamy się z nieco złośliwymi komentarzami, że na zdjęciach z podróży wyglądamy, jakbyśmy wieźli rowerami cały nasz dobytek i że marnujemy na próżno energię na taszczenie tych naszych gratów. Zainspirowani opiniami innych rowerowych podróżników oraz podsycani własną refleksją, dziś wytłumaczymy, dlaczego nie wybieramy opcji bikepackingu na nasze podróże. Uprzedzając wszelkie wątpliwości – poniżej przeczytacie naszą subiektywną opinię. Nie negujemy idei bikepackigu i szanujemy ultra-zapaleńców. Sami jednak nie preferujemy tej formy podróżowania i tłumaczymy dlaczego.

Lekko, coraz lżej

Nasze rozważania rozpocznijmy od wprowadzenia niewtajemniczonych w znaczenie pojęcia bikepacking. To angielska nazwa określająca sposób podróżowania rowerem z jak najmniejszą ilością bagażu. Zabieramy wyłącznie niezbędne rzeczy, które powinny zmieścić się do niewielkiej torby montowanej pod siodełkiem lub przy innych podzespołach roweru. Istotne jest, by wykorzystać wszelkie zakamarki roweru do zamontowania torebek, bez konieczności kupowania bagażnika. W zasadzie brak solidnych konstrukcji nośnych na rowerze jest najważniejszą różnicą między stylem „sakwiarskim” a bikepackingowym. Zwolennicy ultralekkiego bagażu dążą do jak najmniejszego obciążenia roweru, przy tym zabierając potrzebny w drodze ekwipunek. Dzięki małej ilości gratów mogą jechać szybciej, a ich rowery są mniej podatne na niektóre usterki. Brzmi baśniowo, powiecie. Dlaczego wiec nie jeździmy ultralekko?
Lekko nie zawsze znaczy lepiej
Powyższe zalety bikepackingu rzeczywiście wydają się bardzo kuszące dla rowerowych podróżników. Jednak ultra lekkie pakowanie ma też swoje słabsze strony, które dla nas są przeważające. Nasza niechęć do bikepackingu wynika przede wszystkim z zupełnie różnego stylu podróżowania, który wybieramy. Jeździmy trekkingowo, na wielodniowe wyprawy, a nasze podróże mają charakter turystyczny, nie sportowy.
Jesteśmy podróżnikami-biwakowiczami. Nocujemy w namiotach, sami gotujemy posiłki – a to wymaga sprzętu. Ktoś powie, że bikepacking tego nie wyklucza . Fakt – jedna biwakowanie w wersji light jest spartańskie, wyczerpujące i według mnie mało przyjemne. Nocowanie pod tarpem czyli płachtą rozciągniętą między drzewami i jedzenie zupek chińskich na każdy posiłek przestaje być przyjemne po drugim dniu podróży. Jeżdżąc ultra lekko nie sposób zabrać ze sobą śpiwora, karimat, namiotu, kuchenki i zestawu naczyń, które towarzyszą nam w każdej wyprawie. A po co nam cały ten majdan, spytacie. Po prostu – dbamy o własny komfort i duży nacisk kładziemy na odpoczynek i regenerację po całodziennym pedałowaniu. Nie ważne gdzie się znajdziemy na koniec dnia, chcemy wieczorem zjeść ciepły wartościowy posiłek, a w nocy ogrzać się w ciepłym śpiworze.

Po co przepłacać?
Poza komfortem w podróży, uwagę zwracamy na koszty. Aby podróżować lekko na dystanse dłuższe niż trzydniowe wypady, trzeba mieć wypchany portfel i noce spędzać w hostelach lub agroturystykach. Wówczas rzeczywiście sprzęt kempingowy przestaje być potrzebny. Posiłki jada się w restauracjach, więc zapas jedzenia można zostawić w domu. Nie trudno zauważyć, że bagaż uszczupla się znacznie, jednak idą za tym pokaźne koszty. Osobiście wolimy wieźć kempingowy szpej niż przepłacać za noclegi. Oszczędzamy, a przy tym możemy cieszyć się przygodą i bliskością natury.
W kwestii wydatków warto jeszcze zwrócić uwagę na sprzęt dla miłośników ultra lekkiego pakowania. Dla fanatyków wersji light powstają specjalne wersje ekwipunku podróżniczego wykonane z bardzo lekkiego tytanu. Niestety, lekkość tego sprzętu stoi w opozycji do jego ceny, która swoją wielkością przytłacza.

Bezpieczniej i pewniej
Oczywistym jest, że w bikepackingu zabieramy w drogę tylko to, co najważniejsze. Ograniczamy sprzęt do minimum, co przy długich wyjazdach jest nie tylko niewskazane, ale może być także bardzo niepraktyczne. Jadąc na kilka tygodni w teren, zabieramy rzeczy, które mogą mieć zastosowanie w wielu różnych przypadkach. Możemy zabrać zestaw ubrań na każdą pogodę, mamy kosmetyki, które umożliwiają higienę, pełną apteczkę czy kompletny zestaw narzędzi rowerowych. Czujemy się bezpiecznie i wiemy, że jesteśmy przygotowani na różne zdarzenia losowe.

Sakwy zawsze pełne
Nie jeździmy ultralekko przede wszystkim dlatego, że styl ten nie pasuje do długodystansowych wielodniowych wypraw, które preferujemy. Sakwy pełne sprzętu ułatwiają nam na samodzielne wyprawy i pozwalają mniej wydawać w drodze. W turystyce rowerowej nie chodzi o wynik, o czas przejazdu dziennego dystansu czy możliwość wdrapania się na górę bez schodzenia z roweru. Bagażu nie traktujemy jako ciężaru. To ważny sprzęt umożliwiający realizację naszej podróży i znacznie ją ułatwiający.

Nawet gdy jedziemy na krótkie trasy lubimy mieć ze sobą kompletny sprzęt kempingowy. Po prostu dzięki niemu możemy komfortowo biwakować, co lubimy nie mniej niż samo podróżowanie.
Bikepaking jest ciekawą formą podróżowania, jednak zdecydowanie krótkodystansowego. Weekend na rowerze w wersji light może być fajna przygodą i być może sami kiedyś wypróbujemy taką formę krótkich podróży. Jednak na dłuższe wyprawy nie polecamy ekstremalnego minimalizmu. Bo po co sobie utrudniać życie?
A Wam podoba się bikepacking? Napiszcie w komentarzu.
A jeśli zastanawiacie się, co spakować w podróż, sprawdźcie nasz artykuł.
„Weekend na rowerze w wersji light może być fajna przygodą i być może sami kiedyś wypróbujemy taką formę krótkich podróży” – POLECAM, ja ze znajomymi podróżujemy od lat na ciężko po Europie. W ubiegłym roku spróbowałem light&fast na weekend – nowa i zupełnie inna radość z jazdy i obcowania z naturą. Co prawda nie ma gdzie piwka na wieczór przy ognisku zabrać, ale ten kilometr czy dwa udawało się je w ręku przetransportować 🙂 Oczywiście dłuższe wypady tylko z sakwami, chyba że są to Bałkany i ciepłe ubrania są zbędne 🙂
To chyba nie trzeba się tłumaczyć, każdy jeździ tak jak lubi. Ja nawet wozilem obciążniki od sztangi w sakwach bo tak chciałem ?. Pozdrowienia dla rowerowej braci
Bikepacking niczego nie wyklucza, a pozwala na bardzo wiele. To filozofia która wymusza na nas szukanie rozwiązań niekonwencjonalnych, z tego co mamy. Nie ma zastosowania tylko w krótkich wyprawach. Wręcz przeciwnie.
Przejechałem na lekko przez Alpy i Europę i ani przez chwilę nie miałem w głowie myśli, by zamienić to na tradycyjne sakwy.
Każdy ma swój sposób na podróżowanie i każdy w zasadzie będzie dobry. Ja nie znoszę plecaka (wiele lat tak jeździłem i w końcu zamieniłem go na torbę pod ramę), ale jeżeli komuś jest tak wygodnie, to czemu nie. To samo tyczy się sakw, bikepackingu, ultrabikepackingu itd.
No właśnie, ultrabikepacking… bo mam wrażenie, że to o nim myśleliście, pisząc ten tekst. Bo można założyć tobołki (na sztycę, pod ramę i na kierownicę), które dadzą spokojnie prawie 40 litrów pojemności, czyli tyle ile komplet sakw. A można jeszcze dołożyć małe tobołki na widelec. I zmieści się namiot czy śpiwór (zwłaszcza gdy teraz fajny i ciepły śpiwór może być malutki i ważyć 600 gramów).
Nie twierdzę, że jest to tak wygodne jak dobre sakwy, niemniej da się ogarnąć dłuższy wyjazd bez sakw, wszystko kwestią chęci. I w internecie na pewno jest sporo tutoriali jak zabrać maksymalnie dużo w bikepackingowe torby, jeżeli ktoś chce zmniejszyć szerokość roweru, równomiernie rozłożyć ciężar i wyeliminować sztywne połączenia z bagażem – bo to o to głównie chodzi w bikepackingu 🙂
„Jeździmy trekkingowo, na wielodniowe wyprawy, a nasze podróże mają charakter turystyczny, nie sportowy”. Właściwie to zdanie mówi wszystko i można by było zakończyć całą dyskusję…
Popieram, my z mężem włóczymy się po świecie w podobny sposób ?
Jak mam do rozważenia nocleg w hotelu albo dodatkowe dni podróży wybór jest prosty 🙂
Poza tym nie bardzo sobie wyobrażam turystyczne podróżowanie (zwłaszcza w obcym kraju, na mało uczęszczanych szlakach które preferuję) bez potrzebnych sprzętów. Na pierwszą wyprawę wziąłem za dużo, z czasem zacząłem zabierać mniej, ale nadal jest to łącznie nawet kilkanaście kilogramów. Bo trzeba mieć co najmniej 2 komplety strojów rowerowych, trzeba miec namiot, coś do gotowania, podstawowe narzędzia, dętkę, coś na deszcz i coś na chłód. Jeśli ktoś ma zaplanowaną trasę i jedzie od hotelu do hotelu w cywilizowanym miejscy gdzie w razie awarii moze wezwać pomoc to ok, ale na odludziu gdzie jest najpiękniej.. no raczej ciężko. Poza tym jak sami autorzy wspomnieli, biwakowanie jest jedną z najważniejszych części podróżowania rowerem. Czyni je jakoś „Pełnym”. Kto pierwszy raz spróbuje będzie wiedział o co chodzi 😉 a kto spróbuje nocowac na dziko lub u gospodarzy (najlepiej w odległej dla nas częsci Polski albo w innnym kraju, kulturze) to już w ogóle na maxa poczuje jak piękne jest poznwawanie świata w ten sposób. A dzienny dystans… kogo to interesuje???
Cieszymy się, że podzielasz nasze poglądy rowerowo-podróżne. W Twoim komentarzu zawiera się sedno naszej idei podróżowania i misji tego bloga. 🙂
Dorośniecie i do tego, tylko skrzętnie po każdym wyjeździe notujcie czego nie użyliście i nie bierzcie tego już na następny 😉
Podejście bez sensu! Jeśli nie przebiłem dętki, to znaczy że następnym razem mam jej nie brać? Jeśli nie padało to znaczy, że następnym razem mam nie zabrać peleryny przeciwdeszczowej? Większość zabieranego sprzętu wynika z niepewności warunków, miejsc i zdarzeń. Jak się trafi noc +20 to nawet i na ławce można się przespać, czy to ma oznaczać, że cały zestaw noclegowy brany był na próżno? Oczywiście, że nie, równie dobrze mogło tej nocy lać jak z cebra, hulać wiatrem a temperatura spaść do kilku stopni celsjusza, nawet pomimo świetnych prognóz pogody.
Stare powiedzenie mojej śp. Mamy mówi ,, kto ze sobą wozi nikogo nie prosi ” Pozdrawiam i dziękuję za ciekawe artykuły .
Bardzo rozsądna i rzeczowa odpowiedź! I mówię to ja, która najchętniej podróżuje rowerem tylko z plecakiem. Jechałam 11 dni przez Green Velo z sakwami i namiotem (bez kuchenki), więc liznęłam i tej formy podróżowania. Ale wszystko, co opisaliście, jest prawdą: podrózowanie na lekko bez opcji biwaku znacznie podnosi koszty – dla pojedynczych podróżników jak ja, paradoksalnie jeszcze bardziej niż dla pary lub grupy – i wymusza na mnie planowanie dostępu do sklepów przynajmniej raz dziennie. W podróżowaniu po Polsce nie ma z tym problemu oczywiście, ale dłuższe wyjazdy rowerowe za granicą zupełnie inaczej już będą się kalkulowały. Chociaż sama pewnie nie wrócę do sakw, to mimo to po tym wpisie czuję się zupełnie przekonana, że doskonale wiecie, co robicie 🙂
Dziękujemy za miły i rzeczowy komentarz. Życzymy wielu rowerowych (i nie tylko) podróży. A jeśli najdzie Cię kiedyś ochota na wycieczki z sakwami, polecamy nasze porady dla sakwiarzy. 🙂