Islandia dzika. Przełęcz Öxi i droga na północ
Przełęcz Öxi
Kiedy dojechaliśmy do osady Djúpivogur musieliśmy podjąć kluczową dla dalszej części wyprawy decyzję. Jechać dalej krajową jedynką, meandrując wzdłuż wschodnich fiordów czy skrócić trasę drogą zwaną Öxi przecinającą górskie pasmo. Druga opcja pozwalała zaoszczędzić ponad 100 km ciągnących się wzdłuż pagórkowatego wybrzeża, jednak zakładała kilkunastokilometrową wspinaczkę na górską przełęcz. Biorąc pod uwagę nasze obładowane bagażem rowery, wydawała się niemałym wyzwaniem. Mimo obaw zgodnie podjęliśmy decyzję, że spróbujemy swoich sił w starciu z Öxi.

Śmiało można powiedzieć, że Öxi jest jedną z najbardziej spektakularnych dróg w Europie. Ciągnie się ponad 20 km a wznosi się prawie od samego poziomu morza do wysokości 532 m., po czym nieco łagodniej opada w dolinę. Charakteryzuje się typowymi dla górskich traktów serpentynami i ostrymi podjazdami, przekraczającymi nawet 17%! Letnią porą można pokonać ją samochodem, zwłaszcza jeśli lubi się ekstremalne ruszanie pod górkę z ręcznego. Dla rowerzystów przeprawa przez Öxi również stanowi wyzwanie, gdyż wiąże się z ciągnącym się 11 km wypychaniem rowerów pod górę. Wątpliwą nagrodą za ten wysiłek jest 8 km zjazd. Wątpliwą, gdyż w pakiecie z bezwysiłkową jazdą otrzymujemy silne podmuchy wiatru i mijających nas rozentuzjazmowanych kierowców pojazdów mechanicznych, którzy ze względu na wąską drogę mijają nas na żyletkę.

Wiedzieliśmy na co piszemy się wybierając Öxi i przygotowane na wysiłek po nocy i poranku spędzonym na kempingu (czekając na deszcz, który de facto okazał się [tylko] godzinną ulewą w środku nocy), zebraliśmy się do dalszej wędrówki. Postanowiliśmy podzielić zdobywanie Öxi na dwa etapy. Pierwszy obejmował dojazd do skrzyżowania “jedynki” z drogą 939, czyli tą która prowadzi na przełęcz i rozbicie tam namiotu na noc, aby kolejnego dnia z dużym zapasem energii wdrapać się i zjechać z góry.

Droga z Djúpivogur
Podobnie jak poprzedniego dnia, ciągnęła się przez niewielkie pagórki, od czasu do czasu wijąc się wokół niewielkich fiordów. Jechało nam się całkiem dobrze dopóki w pewnym momencie, bez żadnych widocznych znaków, asfaltowa droga zmieniła się w szuter, rozmięknczony ostatnimi opadami i rozjechany przez traktory pracujące nieopodal w polu. Chwilami koleiny były tak duże, że musieliśmy zsiadać z rowerów i pchać rowery przez błoto. Na szczęście, kiedy minęliśmy obszar działalności ciągników, jakość traktu poprawiła się a naszym oczom ukazał się drogowskaz na Öxi, opatrzony dodatkowymi informacjami, które raczej nie wprawiły nas w radosny nastrój.

Byliśmy jednak dobrze przygotowani na taki scenariusz, więc spokojnie podążyliśmy za znakiem i zostawiliśmy w tyle naszą “jedynkę”. Droga Öxi różniła się nieco od krajówki. Oczywiście była węższa, nie pokrywał jej asfalt a o poboczu nie było co marzyć, jednak nawierzchnia była dobrze ubita a dziury zdarzały się sporadycznie. I rzecz jasna, wiła się pod górę. Nawet na pierwszy podjazd nie musieliśmy długo czekać. Mając jeszcze dużo sił spróbowaliśmy wjechać na pierwszą górkę, choć jej nachylenie szybko odżegnało od nas ten buty pomysł. Przeszliśmy, pchając rowery około trzech kilometrów i dotarliśmy do malowniczego wodospadu. Bez wahania obraliśmy sobie polankę u jego stóp za miejsce na nocleg. Był to strzał w dziesiątkę: zasypialiśmy ukołysani hukiem spadającej wody, otoczeni gęstą trawą, z dala od ludzi i miast.

Następnego dnia
Zgodnie z planem, rozpoczęliśmy właściwą wspinaczkę. Mieliśmy wspaniałą pogodę, świeciło słońce, które szybko nas rozgrzało i po pokonaniu pierwszego podjazdu ściąnęliśmy kurtki. Choć szybko się męczyliśmy a tempo wspinaczki nie odbiegało od średniej prędkości żółwia, mieliśmy dobre nastroje i z każdym kolejnym krokiem mogliśmy podziwiać coraz piękniejszą panoramę.


Nie pamiętam jak długo szliśmy, ani gdzie dokładnie przypadł szczyt górski. W pewnym momencie po prostu droga zaczęła się wypłaszczać a po chwili ujrzeliśmy pierwszy zjazd. Dumni z dokonanego wyczynu, napełniliśmy butelki wodą z pobliskiego strumyka i w końcu mogliśmy wskoczyć na rowery, by pomknąć w dół doliny. Trochę musieliśmy powalczyć z wiatrem, jednak bez przeszkód dotarliśmy do wylotu drogi 939 i ponownie wjechaliśmy na “jedynkę”, ciągle jeszcze wyłożoną szutrem. Na szczęście po kilku kilometrach szuter zastąpił asfalt a profil trasy złagodniał.
większe miasto z supermarketem

Nieco zmęczeni i ubodzy w prowiant kierowaliśmy się do Egilsstaðir, pierwszego większego miasta z supermarketem od upływu tygodnia. Zrobiliśmy w Bonusie zakupy na kolejny tydzień i odpoczęliśmy w parku, posilając się Skyrem.
Mimo zmęczenia poranną wspinaczką postanowiliśmy wyjechać z miasta i zrobić jeszcze ok 20 km zanim rozbiliśmy się na nocleg. Tym razem przypadł on przy drodze, dosłownie pośrodku nigdzie. Nie narzekaliśmy. Wszakże zdobyliśmy dziś Öxi, pokonując najtrudniejszy odcinek wyprawy. Poza tym wyjeżdżając z miasta minęliśmy tablicę informacyjną z odległościami, na której znaleźliśmy Reykjavik, czyli cel naszej wyprawy, który wydawał się już znaczenie bliżej niż dalej.

O całej wyprawie przeczytaćie tu…
Nasze media społecznościowe: Google plus, Instagram, Facebook,